sobota, 30 sierpnia 2008

Pocztówki z Meksyku

Bodajże 17 czerwca 2008 roku moja serdeczna koleżanka - Dominika - wyjechała na badania terenowe do Meksyku. Przez moment istniała szansa na wspólny wyjazd. Niestety nic z tego nie wyszło i ostatecznie na wyprawę pojechała z naszym kolegą ze studiów - Marcinem a.k.a Warszawką. Napisali wspólnie solidny projekt badawczy, przedstawili go rektorowi UAM-u no i dostali takie wsparcie finansowe z Uniwerku, że szkoda gadać... Mimo tego udali się na półroczną wyprawę. Ciężki jest los młodych polskich antropologów, szczególnie w przypadku, gdy chcą badać kraje pozaeuropejskie. Tak więc wniosek jest prosty: jeśli sam sobie nie sfinansujesz wyprawy, nikt Ci w tym nie pomoże.
Tylko czego się spodziewać po społeczeństwie, w którym antropologię traktuje się jak bękarcią siostrę socjologii tudzież wśród ludzi, którzy nie mają zielonego pojęcia kim jest antropolog? Od razu tu dodam, że taka postać jak pan Cejrowski, jak dla mnie, jest takim antropologiem jak z koziej dupy trąbka, jest to najwyżej "antropologizujący" miłośnik-podróżnik.
Wracając jednak do mojej znajomej, chciałabym się z Wami podzielić kilkoma zdjęciami jej autorstwa.

miejscówka, w której Dominika najczęściej jada

ten widok pachnie mi klimatem 4 serii serialu Trawka :D


zajebista fajka do palenia meksykańskich ziół
c
miejsce, w którym mieszkała po przyjeździe, wygląda fajnie, ale nie było tak kolorowo...

niesamowita kolorystyka, m.in. dlatego tak bardzo podoba mi się Meksyk...

hostel, w którym zatrzymali się w pierwszym dniu



szyld na ciężarówce. I ty możesz zostać Zapatystom ;)

lekki deszczyk w San Cristobal de Las Casas

deszczu ciąg dalszy

wtorek, 26 sierpnia 2008

Immediate sounds


Tak sobie siedzę., popijam czerwone wino i szukam w sieci materiałów do magisterki. Towarzyszy mi przy tym m.in. Immediate sounds vol. 1. Nie jest to jakieś super extra new fresh shit, ale za to fajnie buja. To 32 minutowy mix od Gabriela Heatwave'a i Bena Dubstar'a. Bardzo lubię ten duet. Tracklistę zamieszczam w komentarzach.
A tutaj myspace całego kru i imprez pod ich szyldem. Oj chciałabym się tam znaleźć.

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Mordo Ty moja

Po przemiłym wieczorze spędzonym w towarzystwie Icka i Gosi, w czasie którego nastąpiło ścięcie Icka na łyso (czyli tak naprawdę na jakieś parę cm), obejrzenie kolejnego rewelacyjnego odcinka Weeds z serii czwartej i uraczenie się polepszaczami humoru, moje leniwe dupsko zażyczyło sobie wracać do domu poznańskimi koziołkami. Dotychczas sądziłam, iż poznawanie fragmentów z życia wziętych innych ludzi w środkach transportu jest możliwe tylko w pociągu, autobusie czy tramwaju. Nic bardziej mylnego. Taksówka tez jest doskonałym społecznym kanałem komunikacyjnym. Wracałam z taksówkarzem typu nierozmawiający - z czego bardzo się ucieszyłam. Ale nie na długo. Po pierwsze, na drugim skrzyżowaniu z rzędu tak gwałtownie zahamował na czerwonym świetle, że o mały włos nie zaryłam moimi ząbkami w przednie siedzenie pasażera. W związku z tym, że jestem mało asertywną osobą, nie zwróciłam mu uwagi na fakt, że przez maksymalnie szeroko otwarte okno urwie mi głowę. Natomiast na czwartym skrzyżowaniu Pantaksówka spotkał znajomego, z którym na czerwonym świetle zaczął prowadzić ożywioną konwersację:
Panznajomy - Cześć
Pantaksowka - Cześć, dawno się nie widzieliśmy
Pz - Jeszcze tu robisz?
Pt -Tak.
Pz - A Jacol?
Pt - Jacoł już nie. A Ty nadal sprowadzasz auta?
Pz - Tak. Daj mi swój numer. będę miał do Ciebie sprawę.
Pt - To czekaj na mnie, za 6 min jestem z powrotem.
Swiatło zmieniło się na zielone i panowie ruszyli. Zobaczcie, ile można się dowiedzieć przez parę sekund. Pod koniec drogi Pantaksówka odezwał się do mnie
- Dobrze mi się z tym kolesiem pracowało. Jak sę ostatnio widzieliśmy, to wszystko załatwiliśmy...

Hmmm.... To zajebiście, tylko generalnie co? Nie miałam za bardzo pojęcia co ten osobnik do mnie rozmawia. ale w sumie fajnie jest od czasu do czasu przejechać się taksówką. To taka ożywcza odmiana...



niedziela, 24 sierpnia 2008

Inspiracje

Z połączenia T.I, Kanye West'a, Jay-Z i Lil’ Wayne'a wyszło coś takiego jak Swagger Like Us. Na dodatek możemy usłyszeć sample z ukochanej, nieśmiertelnej pani o pseudonimie M.I.A. Myślę sobie, że jest to taka postać, która stała się inspiracją dla wielu osób, nie tylko z branży muzycznej. Nie wiem ilu z Was interesuje się modą, ale myślę że chociaż niektórym nazwisko Marc Jacobs coś będzie mówić. W każdym razie ten kreator docenił M.I.A. Dał temu upust zapraszając ją do współpracy przy sesji zdjęciowej kolekcji wiosna/lato 2008. Ponoć zagrała też na afterze po jego pokazie. Może przy okazji liczył na jakąś wyższą sprzedaż zjednując sobie jej fanów...

Marc by Marc Jacobs

Marc by Marc Jacobs

Marc by Marc Jacobs

Marc by Marc Jacobs

Marc by Marc Jacobs


piątek, 22 sierpnia 2008

Wroclaw part 3

Ostatnia porcja zdjęć z wyjazdu

dworzec Wrocław Glówny
z dedykacją dla wszystkich fanów Air Force 1, w szczególności dla Profa

chciałabym pogratulować kunsztu artystycznego autorowi tego "kolażu"

tej kartki lepiej nie gubić, kara w wysokości 200 zł, byłyby to najdroższe ciacha w moim życiu

a tak wyglądały, mmmmmmmm...

nowe przyjaźnie

najsłynniejsi projektanci mody

dobry design - jedyne 24,99 zł


nigdy o tym nie zapominajcie


i chuj

C.D.

Wtorkowe przedpołudnie upłynęło na spacerze po centrum w tym też handlowym w liczbie 3, odwiedziłyśmy wrocławski Ostrów Tumski itp. Widziałyśmy budynek, który moje źródła nazywają sedesowcem. Uważam, że to bardzo trafna nazwa, bo takiego potwora architektonicznego dawno nie widziałam, te cudeńka można spotkać idąc w stronę placu Grunwaldzkiego od strony Ostrowa właśnie. Przeszłyśmy przez zajebistą starą halę targową, w której można było kupić dużo rzeczy: od warzyw i owoców po wiązanki pogrzebowe. Tych było od diabła i trochę. Spacer i szoping wypadły nader wyśmienicie. Szkoda tylko, że jeszcze poniedziałkowej nocy mój organizm odmówił mi posłuszeństwa i zaczął wysyłać anginowo-grypowe sygnały, a we wtorek miałyśmy iść się poplumkać do akłaparku. Nagrzewające promienie słoneczne też jakoś nie ułatwiały mi w tym dniu egzystencji. Ale nie omieszkałam sprobować przepysznych lodów na placu Solnym. Lody - miszcz. A po lodach poszukiwania kawiarni, z tym był problem, bo tam tego mało albo nawet brak. Więc wylądowałyśmy w Coffe Planet. W tym mieście jest dużo nazw skupiających w sobie zbitkę słów z wyrazem planet. Jakaś miniobsesja. Łotewer, w każdym razie w tej planecie były zajebiste smuczisy i w ogóle. W nich tez się zakochałam. Po tych pysznościach zaczęły się gorączkowe poszukiwania dwudziestoczterogodzinnej apteki z proszkiem ferweksoteraflupodobnym. Udało się, aleksandrowa pszczoła dowiozła nas pod samiusieńkie drzwi. Dlatego środa już była zdrowsza. Od rana poszłyśmy na śniadanie do Marche - tam były cudne ciasta, które postanowiłyśmy zjeść na śniadanie w ilości 3 sztuk, tzn po półtorej na łebka - ja i E. Było pysznie (w tym miejscu pozdrawiam G. z opisami gastronomicznymi :D - to specjalnie dla Ciebie). Później czekał nas lancz z naszą pracującą gospodynią wrocławskiego balu. Zaprowadziła nas do tajemniczego domu handlowego, gdzie było mydło i powidło. Od butki z żarciem,, klapy sedesowej po bardzo średnio udane kopie lui witona i barbery. Zawarłyśmy tam nowe przyjaźnie, porobiłyśmy zdjęcia, pooglądałyśmy wazy z dynastii ming i poszłyśmy dalej. Cały dzień spacerów i ostatni obiad we Wro. O godzinie 19:35 wsiadłyśmy do wehikułu czasu i sru na poznański fyrtel. Po drodze przeglądałyśmy najnowsze trendy z polskiego wydania Elle, żeby wiedzieć w czym się lansować w nadchodzącym sezonie jesień-zima 2008. I już wiemy. Przeglądałyśmy tam też taką sesję z gołym panem, a później po korytarzu zaczął się poruszać taki jeden z nagim torsem z puszczą warki w dłoni. Siedział przedział obok i było słychać, że wraz z kolegami są bardzo rozrywkowymi młodymi ludźmi. Słuchali jakiegoś polskiego rapa, którego nie rozpoznałam, bo po pierwsze brzmiał jak dźwięk puszczany z telefonu komórkowego, a po drugie raczej nie jestem na bieżąco z polskimi rapami. Ale się zdziwiłam, kiedy zaraz po tym usłyszałam kawałek The Seed 2.0 The Roots.
I tak podróż dobiegła końca. Bardo było fajowo. Bardzo, bardzo. Są tam piękne kamienice, dużo większe centrum, przynajmniej to turystycznie atrakcyjne. Stary Rynek i przylegające do niego place są też większe, mają się trochę nijak do tej naszej chusteczki higienicznej (cyt. jednego Krakusa mieszkającego 15 lat w Poznaniu ;)). Są naprawdę fajnie wyglądający ludzie, widać to bardziej po facetach, którzy chyba są bardziej odważni w dobieraniu garderoby, co mnie bardzo zdziwiło. Zresztą ich fryzury też. Ci ludzie są mam wrażenie - bardziej europejscy. Powaga. Ale co się dziwić jak mają chociażby Pull n Bear'a ;) Może to tak wygląda przez to, że jest dużo mniej ludności z pofałdowanymi karkami, jak mawiał Dzidas i mniej tlenionych mopów oraz metroseksualnych chłopaków i różowych polówek. Jednym słowem więcej gustu.
Fajne spostrzeżenie nasunęło się naszej koleżance, gdy dwa lata temu pojechała do pracy we Wrocławiu. Wspominała, że na każdym kroku spotykała takich pijaczków itd, teraz już się to trochę zmieniło, ale nadal mawia tak: Wrocław żulem stoi a Poznań penerem. Tym optymistycznym podsumowaniem kończę tegoż posta. Za wszelkie możliwe błędy bardzo przepraszam, ale nie chce mi się tego wszystkiego czytać o tej godzinie ;).

Travel

W poniedziałek na godzinę 15:09 zaplanowałyśmy z Ewką wsiąść w pociąg relacji Poznań - Wrocław, aby odwiedzić jej przyjaciółkę Małgorzatę M. i moją dobrą znajomą Aleksandrę D. Już na samym wstępie nie obyło się bez niespodzianek. Siedząc w tramwaju linii nr 16 dostałam od E. esemesa, że pekap jest tak zajebisty, że postanowił wysłać nasz pociąg w trasę o jakieś 14 min szybciej. Wszystko byłoby okej gdyby nie fakt, że około czternastej czterdzieści trzy znajdowałam się jeszcze na Teatralce. Nie miałam też zbyt wielu pomysłów czym podjechać na Most Dworcowy, ponieważ pięćset pięćdziesiąty piąty remont Głogowskiej dosyć mocno skomplikował życie wielu poznaniakom. No nic, oderwę się trochę od liczb i małych pretensji do zarządu dróg miejskich i wracam do sedna. Pomyślałam, jak tu zdążyć na ten cholerny pociąg? Stwierdziłam, że nie czeka mnie nic innego jak skorzystanie z siły motorycznej moich kończyn dolnych. I w związku z tym, że sport to zdrowie, przemierzyłam ten niedługi dystans biegiem w 30 stopniowym upale... Jak się możecie domyślać, było bosko. Jakimś cudem zdążyłyśmy na pociąg. Sama podróż była nudna, smutna i śmierdząca. Było nam gorąco i odczuwałyśmy dyskomfort związany z kontaktem z czerwoną siedzeniową skają tudzież innym cholerstwem. Poza tym było spokojnie. Zaczęłyśmy dumać nad swoistym klimatem naszych swojskich, uroczysz stacyjek kolejowych myśląc jednocześnie o tym, jak się czułyśmy śmigając np. holenderską koleją...Z dworca miałyśmy odbiór osobisty, a dalej czekał nas 10 min spacer do apartamentowca w centrum Breslau. Mieliście już okazję zobaczyć w parcie 1 przepiękną kolekcję wiszącą na klatce schodowej. Dwa pietra wyżej były zdjęcia psów. Istna galeria. W następnym dniu poczułyśmy dodatkowo efekty zapachowe działające na zmysł węchu - śmierdziało momentami starymi ludźmi. Gdy dotarłyśmy do domu, Gosia M. nakarmiła nas i napoiła produktami z pobliskiego sklepu spożywczego Społem, pamiętającego jeszcze czasy komuny, a pracująca w nim obsługa - poniżej wszelkiej krytyki. Personel jest mocno zdegustowany tym, że klient może sobie życzyć czegokolwiek znajdującego się poza jego zasięgiem, czyli długości równej wyciągnięcia ręki. Poszłyśmy na Stary (czytaj w nawiasie Rynek :D) gdzie zwrócono naszą uwagę na misternie wykonane trzy krasnale: krasnal - inwalida, Stevie Wonder z plemienia krasnali oraz niemy krasnal. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że pozostałe pełnowartościowe krasnale znajdują się w innych rejonach miasta. Co za kurwa dyskryminacja. W tym miejscu padła również słuszna uwaga, że umieścili trzech frajerów w jednym miejscu. Lecz to nie koniec, na dokładkę figury stoją w miejscu, gdzie jest tunel, a jak jest tunel, to są schody, a jak są schody, to nie da się po nich zjeżdżać o ile się nie jest żadnym sk8. Zauważyłyśmy, że jest tam jakiś podjazd, ale maksymalnie dla wózków dziecięcych, zatem należy komuś pogratulować wyobraźni i poczucia humoru. Zaraz potem doszło do spotkania na wysokim szczeblu aka spotkanie poznańskiej eki w składzie: Ewka, Gosia, Ola, Roma i ja. Zaczęłyśmy wspólne wieczorne zwiedzanie, w szczególności jednego nader uroczego pubu. Potem uruchomiłyśmy human dźipiesa i na nocne pogadanki.

czwartek, 21 sierpnia 2008

Wrocław part 2

Dzień drugi

Coś, co mnie rozłożyło na łopatki, czyli zestaw do it your self :D




zajebisty smuczis


Małorzata M. i Ewka

jedna z planet

sedesowiec

Wrocław part 1

Właśnie wróciłam z Wrocławia. Było genialnie. Dawno nie byłam w tym mieście i muszę przyznać, że zrobiło na mnie duże wrażenie. Dziś krótka fotorelacja z podróży, a jutro gdy tylko nabiorę trochę sił podzielę się moimi przygodami...

Dzień pierwszy

niepowtarzalna klatka schodowa


banda frajerów

błyskawiczna teleportacja

poznańska eka

Aleksandra D.

Roma

fajne kafelki przed kiblem